Rok temu w Tajlandii powodzie zalały największe fabryki produkujące komponenty do dysków twardych. Ceny napędów poszły w górę… i nigdy nie spadły. Tymczasem producenci zarabiają rekordowo dużo.
W czasach, których rynek IT raczej stara się dużo nie stracić, a firmy takie jak Intel, Apple czy Microsoft mają wyniki poniżej oczekiwań, jest taki rodzaj biznesu, który ma się świetnie. To producenci dysków twardych. Na przykład, Seagate miał w tym roku finansowym 4,4 miliarda dolarów przychodu (2,85 miliarda w analogocznym okresie roku 2011). Co więcej, nawet „pechowy” zeszły rok również zakończył się zacnym przychodem – 14,94 miliarda dolarów. Seagate jest odporne na wahania koniunktury, które kosztowały inne firmy spore straty i to w sytuacji, w której sprzedał o 1,5 miliona napędów mniej niż planowali.
Geniusze biznesu? Może. Na pewno pomogły jednak wysokie ceny, które producenci komputerów oraz konsumenci zgodzili się płacić za dyski twarde po informacjach o zmniejszeniu produkcji spowodowanym katastrofą w Tajlandii. Pomyślmy – marża brutto Seagate przed powodziami 19 procent, w tym roku – 30 procent.